Czy warto kupić rower elektryczny?

„Babski, damka” – usłyszałem kilka razy. Albo „dla emeryta” – bo ma przecież wspomaganie elektryczne. Mija już trzeci rok, od kiedy kupiłem sobie używany „rower na baterie”. Dwa sezony za mną (jeżdżę od wiosny do jesieni), po mniej więcej dwa tysiące kilometrów każdy, i pół trzeciego. Czy było warto? Czy się opłacało pod względem finansowym? Wiele razy padały te pytania. W odpowiedzi powstał ten artykuł.

Po pierwsze trzeba wyjaśnić, i nie będzie to wyjaśnienie lakoniczne, dlaczego nabyłem akurat taki właśnie rower. Przede wszystkim potrzebowałem szybkiego, taniego i wygodnego środka transportu do pracy. Przez kilka lat chodziłem na piechotę. Dystans wynosił wtedy około czterech kilometrów. Zajmowało to kilkadziesiąt minut. Było i przyjemne i tanie.

[nokaut-offers-box template=box cid=15 limit=6 limit_min=3 url=”/rowery-elektryczne/”]

Po przeprowadzce na Wrotków, gdy odległość się zwiększyła do ponad dziewięciu kilometrów, zacząłem dojeżdżać autobusem, rowerem tradycyjnym, rzadziej samochodem lub motocyklem. Komunikacja miejska w Lublinie… Temat na odrębny tekst. Dojazd i przyjazd kosztował mnie wiele straconego czasu. Pewnego razu wracałem godzinę dwadzieścia. Przy założeniu, że bilet pięciomiesięczny kosztuje ponad trzysta złotych, a komfort pozostawiał wiele do życzenia, bardziej opłacało mi się pójście pieszo, bo zajmowało to mniej więcej półtorej godziny.

Do jazdy po mieście doskonale nadają się rowery elektryczne miejskie – tym bardziej w czasach pandemii kiedy podróżowanie po mieście komunikacją miejską jest dosyć ryzykowne. Na pewno najbezpieczniejszą formą przemieszczania się po mieście i najbardizej ekonomiczną są rowery elektryczne, a tutaj godnym polecenia modelem będzie rower elektryczny miejski Muvike, który sprawdza się fantastycznie.

Dojazd rowerem tradycyjnym zajmował mi ponad pół godziny spokojnej jazdy, ale przy tym był to niemały wysiłek, po którym musiałem przecież pracować w pracy, a po powrocie być dyspozycyjny w domu. Samochód osobowy to chyba koszty największe. Mój SUV spala na mieście 10 l ropy na 100 km. Do tego trzeba doliczyć koszty parkowania w Śródmieściu. Stanie w korkach jest co prawda przyjemniejsze niż autobusem, bo siedzi się we własnym aucie, ale na pewno nie tańsze. Motocyklem było chyba najszybciej, bo dojeżdżałem w około 15-18 min. Plusem było także darmowe parkowanie, nawet w sytuacji, gdy miałem trzy koła i zajmowałem tyle samo miejsca co mały samochód (wózek boczny). Minus to spalanie ciężkiej maszyny: w mieście średnio około 6-7 l przy pojemności 800 ccm. No i dość stresująca jazda pośród mnóstwa samochodów; średnia przyjemność.

Pozostał więc wybór roweru. Tym bardziej nie miałem wątpliwości, że będzie to jakiś rower, gdy uświadomiłem sobie, że ścieżkę rowerową mam praktycznie od samego domu pod miejsce pracy. Z sentymentu do dymiących jednośladów zacząłem najpierw poszukiwać roweru z silnikiem spalinowym. Z tym że przecież taki silnik wymaga typowego dla motorowerów serwisu, no i tankowania – pomyślałem. Poza tym znaleźć coś używanego i nie zajechanego, a do tego w przyzwoitej cenie, było ciężko. Zrezygnowałem.

W końcu na OLX znalazłem w Tomaszowicach rower ze wspomaganiem elektrycznym. Pojechałem, wydałem 1100 zł i mam. Dziesięcioletni niemiecki Göricke, napęd elektryczny w przedniej piaście (należy pedałować, by się załączył), do tego dwie litowo-jonowe baterie 11 Ah. Do wymiany opony, łańcuch, siodełko i szprycha. Reszta w przyzwoitym stanie. Baterie, co istotne, wymienne. Dzięki temu, że rower nie posiada komputera, nie wymaga też konfiguracji/programowania pod inną baterię (za co oczywiście trzeba zapłacić).

Na jednej baterii, już nie pierwszej młodości, byłem w stanie przejechać około 15 km, więc przy oszczędnej jeździe (wyłączanie przy lekkich przelotach) do pracy i z powrotem. Dwa sezony minęły i przyszedł czas na inwestycję: regenerację obu baterii. W Lublinie za reanimację jednej musiałbym zapłacić około 1500 zł. Cena nowej to ponad 2000 zł. Dzięki Koledze spotkanemu nad Zalewem Zemborzyckim, który dosiadał podobnego sprzętu robionego na zamówienie o zasięgu około 100 km, zdobyłem kontakt do firmy w Żywcu. Za regenerację dwóch baterii, wymianę złącza od silnika i przegląd zapłaciłem razem z transportem około 1500 zł. Co mi to dało? Około 40-50 km jazdy na jednej baterii, zaś w trybie ekonomicznym około 60 km.

[nokaut-offers-box template=box cid=15 limit=6 limit_min=3 url=”/rowery-elektryczne/”]

Koszt roweru wyniósł od czasu zakupu niecałe 3000 zł (w tym serwis, wymiana części eksploatacyjnych). Owszem za tę kwotę, a nawet niższą, możemy nabyć nowy rower ze wspomaganiem elektrycznym na gwarancji. Jednakże, z tego co zorientowałem, nie będzie to rower tej klasy co kilkuletni używany „Niemiec”. Chodzi głównie o poziom wykonania, jakość poszczególnych części typowo rowerowych. Rower porównywalnej klasy to natomiast ponad 4000 zł. Pod tym względem można powiedzieć, że jestem do przodu.
Minusy? Ten akurat model wyposażony jest w kłopotliwe 7-biegowe torpedo o pięknej nazwie SRAM. O jego wadach przekonałem się, gdy rower przewrócił się podczas postoju i uderzył nim w krawężnik. Cały mechanizm się rozpadł, części się pogubiły, złożyć sam nie umiałem. Okazało się, że potrzeba do tego nie tyle specjalistycznych narzędzi, co wprawy i przede wszystkim siły (np. naciągnięcie sprężyny). Jego poskładania podjął się tylko jeden serwis rowerowy w Lublinie na ul. Głębokiej.

Tak, wiem jak było im ciężko! Odtąd torpedo mam oklejone zwyczajną taśmą, by przy kolejnym upadku przynajmniej części się nie pogubiły. Drugim minusem może być prędkość. Maksymalna, jaką można rozwinąć przy włączonym napędzie, to 24 km/h. Umożliwia mi to dojazd do pracy w 25-30 min, a więc na przyzwoitym poziomie. Oczywiście można odłączyć wspomaganie, użyć więcej siły mięśni i dojechać szybciej, ale założenie przecież było takie, by droga do pracy była jak najmniej męcząca.

Koszty ładowania baterii, które trwa od 6 do 8 godzin, są zapewne niewielkie, sądząc po rachunkach za prąd, które utrzymują się na normalnym poziomie. Podsumowując: jestem bardzo zadowolony i polecam. Do zobaczenia na ścieżce!

Tekst i zdjęcia: Mariusz

Oceń ten wpis
Średnia ocena: 4,76, na podstawie 17 opinii.
Loading...
Udostępnij i polub!
Udostępnij!